wtorek, 19 maja 2009

OLABOGA!

Przede wszystkim !
Moja - jakże skromna osoba, nie przypuszczała nigdy, ale to nigdy, ze ktoś oprócz mnie samej, zamierza tu w ogóle zaglądać. Wiem - brzmię daremnie, bo przecież wszyscy blogują by ich czytano, ale jak Boga kocham, ja przysięgam! Ja miałam zamiar tu płakać w poduszkę i bazgrać w wolnych chwilach by ćwiczyć kunszt piśmienniczy, bo już w podstawówce cisnęłam takie opowiadania ze ulala. ;-) A tymczasem okazuje się, ze szalona liczba osób w postaci 4 (! ;*) podgaduje mnie co mym blogiem. Start był ładny, a potem klapa, a bo praca, a bo współmałżonek, a bo wszystko inne ważniejsze niż usiąść i postukać w klawiaturę. Tak dla samej siebie, jak to Janda mówi, by: "..wyrzygać ten ból, pochwalić się światu szczęściem lub poszukać pocieszenia wśród liter alfabetu.." (kocham Panią, Pani Krystyno).

No to jestem..
..sama w domu.

Panna M. skacze na jakichś gumowych piłkach, uderzając w nie pałeczkami jakby od perkusji (czego oni to teraz nie wymyślą?) a każda kropla potu przynosi jej nieziemską satysfakcję. Kobiety tego kraju już ogarnęło szaleństwo zrzucania dodatkowych kilogramów. Szydzę szydzę, ale co poniedziałek obiecuję sobie że to był oooostatni weekend szaleństw, pyszno-tłustej szamy na telefon, pięciogałkowych porcji lodów, pleśniowych serów pochłanianych tonami, zagryzanych czosnkowym pieczywkiem, stopstopstop! Uhh. Kurewa jakbym tylko urodziła się parę epok wcześniej, me rubensowskie kształty byłyby chodzącym majstersztykiem ! Niewdzięczne społeczeństwo XXI wieku , atfu!

Szanowny nieoficjalny współmałżonek czyli On nadal w pracy. Ostatnio spostrzegłam ciekawy proces przemian we mnie, mianowicie, czerpanie przyjemności z przygotowywania posiłku dla spracowanego mężczyzny, no taka delikatna kurka domowa (Mamusia by nie uwierzyła). Po pierwsze łączy się to z tym, że znacznie rozszerzyłam wachlarz umiejętności kulinarnych. No nie mogłabym przecież wiecznie faszerować Go i innych swoją niewątpliwą specjalnością czyli makaronem ze szpinakiem (mrrrrr), bo by ciągle srał Bidulek na zielono. I tak to koniec tego dobrego, bo teraz jem pyszny styropianowy chleb i szczypiorek!

Apropo wyżej wspomnianej Krystyny Jandy i jej słów, to niewątpliwie zabrzmi infantylnie, ale zamierzam napisać do Komisji Edukacji Narodowej o wprowadzenie jej felietonów do kanonu lektur.E-e ? Nie ? Głupio brzmi ? No chociaż jedną! No chociaż "Różowe tabletki na uspokojenie" ? Nie ? Ależ ja proszę! Pani Janda ma charakter, ma pazur, ma wrażliwość godną uwagi, ma ten sarkastyczny inteligentny dowcip który tak mnie pociąga w ludziach! Właśnie! Mignął mi gdzieś na ulicach Szczecina plakat, gra sztukę w Teatrze Współczesnym. Muszę być. Ja absolutnie nie mam psychozy na Jej punkcie, czytam po prostu kolejną książkę Jej autorstwa i to ona tak na mnie wpływa. Polecam naprawdę gorąco.

Niby już wiosna/lato (!?). Niby codziennie ptaki demonstrują swój nowy repertuar co rano pod moim oknem, niby jest tak pięknie i lukrowo, a ciągle czuje niepokój, znasz to uczucie na dnie brzucha? To które było przed maturą, albo egzaminem na prawo jazdy? To jakbym czekała na koniec świata.

To te gwiezdnekurwawojny w pracy! To ta moja jebnięta w gar (WRRRRRRRRRRRRRRR), wybrana spośród setek młodych dziewcząt, w październiku współlokatorka, która psuję mi krew tak bardzo, ze niestety będzie musiała opuścić me królestwo i to już lada dzień. To przede wszystkim ta obawa, ze mam 23 lata i co dalej? ...

Dochodzi 20.00.

To teraz roll a blunt, smoke a few.
Byle do piątku.

Buzi. ;-*

3 komentarze:

Monia pisze...

no nareeeszcie!!!!

Cookie pisze...

rozumiem, ze zalapuje sie w tej magicznej czworce marudo? :P

królowa jęczybuła. pisze...

Tak Dziewczyneczki kochane! ;*